Zielona spódniczka z koła :)


Witam Was serdecznie :)

Jak zaczyna się za dużo kombinować, to można przekombinować ... ;) I to chyba mi się zdarzyło tym razem. Moje dotychczasowe doświadczenia ze spódniczkami sprowadzały się do klasycznych, ołówkowych. 


fot. Żona*

Stany: Samochodem

Jako, ze nie samym szyciem człowiek żyje - chyba :))) - zielona spódniczka jest już na ukończeniu,  chciałam się z Wami podzielić kilkoma momentami z podróży, które miałam szczęście doświadczyć. Posty o tej tematyce postaram się zamieszczać raz na miesiąc.


Przestrzenie, nieosiągalny świat znany tylko z filmów i opowiadań, American Dream, tam, gdzie zapytanie Jak się masz ? jest zwrotem grzecznościowym a nie pytaniem o nasze samopoczucie z pogłębioną analizą psychologiczną, tam, gdzie można jechać przed siebie  w nieskończoność ...

Ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki Północnej mieliśmy przyjemność spotkać się w maju i na początku czerwca, dzięki czemu cieszyliśmy się swobodnym kontemplowaniem rzeczywistości, bez tłumów :)  Naszym domem na kółkach na spółkę z motelami stał się na 23 dni Mercedes, podobno samochód gangsterów :) dosyć rzadko spotykany na tutejszych drogach. Pewną niedogodnością, która miała stać się dogodnością była automatyczna skrzynia biegów. 

Uwielbiam prowadzić samochód i dzisiejszy post będzie właśnie o tej stronie medalu :) Co mi  szczególnie pozostało w pamięci ?

Z pierwszą trudnością zderzyłam się zaraz po wyjeździe z San Francisco. Bardzo częste zjazdy gdzieś  tak przez 80-100 kilometrów powodowały, że jazda prawym pasem lub nawet kolejnym była praktycznie niemożliwa, gdyż ciągle musiałam bronić się przed zjazdem a GPS nie pomagał, zbyt późno informował o zjazdach. Mieliśmy w samochodzie nikłych rozmiarów nawigację, która zwykle aktualizowała się w czasie przejeżdżania przez rozjazdy ... taki urok :) W miarę bezpiecznie można było jechać 3 lub 4 pasem od prawej strony. I tak jest w bardziej zamieszkałych rejonach.

Drugą kwestią, o której dowiedziałam się przed wyjazdem, była zasada pierwszeństwa na skrzyżowaniach oznaczonych 4-way stop, zasada podobna do jazdy na rondzie - kto pierwszy podjeżdża do skrzyżowania, ten pierwszy ma prawo wjechać na nie i je opuścić. Prosta reguła zapewniając płynność ruchu :)

Pierwsze dwa dni spędziliśmy w San Francisco, co okazało się nader przyjazną okolicznością. Drugiego dnia pojechaliśmy do Muir Woods, miejsca poleconego przez spotkaną w samolocie Julię, mieszkankę San Francisco, uroczą starszą panią :) Rzeczywiście, zakątek, mimo, że przygotowany dla zwiedzających, jest niezwykle urokliwy. Przy wyjeździe spotkała nas niemiła niespodzianka - spaliła się jedna z żaróweczek świateł o czym nie omieszkał nas poinformować komputer pokładowy. Od pani na infolinii usłyszeliśmy, że musimy pojechać na lotnisko (mimo, że samochód odbieraliśmy w centrum miasta) by wymienić go na inny o mniej więcej takim samym standardzie, więc czym prędzej skierowaliśmy się tam, gdyż jeszcze tego samego dnia mieliśmy do przejechania spory odcinek w kierunku Yosemite Park.
Pomijając wszystkie kwestie związane z poziomem obsługi w wypożyczalni, dzięki dobrej duszy, która na placu garażowym wyszukała nam odpowiedni samochód, w końcu zasiedliśmy w podobnym, tylko nie białym a grafitowym, prawie nowym  Mercedesie (GLK 350 4MATIC). Pulpit był w stylu retro a zmiana biegów znajdowała się przy kierownicy. Już przyzwyczaiłam się do automatu po prawej stronie a tu kolejna zmiana ! Ale jest to tak wygodne rozwiązanie, że z przyzwyczajeniem nie miałam problemu. 
I w ten sposób, trochę zmieniając plan wg którego mieliśmy więcej pojeździć w rejonach Golden Gate, wyruszyliśmy w dalsza podróż :)

Poniżej kilka zdjęć z tamtego czasu ...

Pozdrawiam serdecznie :)
Ada

fot. Żona*