Stany: W Krainie Czarów


Witajcie :)
 
Już od dłuższego czasu kierowaliśmy się ku północy,  nieodmiennie ku szczególnemu miejscu na mapie Ziemi. Ostatnie, wieczorne dojazdy do moteli były naznaczone lekkim niepokojem związanym z wieczorną aktywnością zwierząt, bardzo chętnie korzystających z dróg ...
Ale w końcu dotarliśmy do bramy wjazdowej Parku Yellowstone, klimatycznej miejscowości Jackson w stanie Wyoming. Następnego dnia, jak zwykle skoro świt - no powiedzmy wczesnym rankiem :) wyruszyliśmy drogą prowadzącą do Yellowstone od strony południowej przez Grand Teton National Park będący sam w sobie wspaniałym miejscem.
 
fot. Żona*



Kraina ta przywitała nas śniegiem, często piętrzącym się przy drodze, ale nie tylko. Cóż, wygląda na to, że proces odśnieżania w tych i trochę dalszych rejonach jest bardzo sprawny, paru-metrowe ściany śniegu później chwilę topnieją.
Wjazd od strony południowej jest wręcz urzekającym preludium do Yellowstone.
Mijamy piękne pasmo górskie Teton i jeziora pokryte jeszcze częściowo lodem. Trochę słońca, przyjemne chłodne powietrze, niezła widoczność, urocze Towarzystwo Małżonka - ups, kolejność chyba powinna być inna :) - czego chcieć więcej ?  
Wędrowaliśmy wśród oparów unoszących się nad gejzerami, tworzącymi piękne, kolorowe formy, podglądaliśmy zwierzęta, niewątpliwie przyzwyczajone do gatunku 'turysta' jednak zawsze pozostającymi niewiadomą. Bizon uwieczniony na poniższych zdjęciach, chwilę wcześniej przepłoszył turystów robiących sobie piknik. Mąż dzielnie opuścił będący jakimś jednak zabezpieczeniem nasz samochód by nawiązać nić porozumienia z tym pokaźnym rozmiarów przedstawicielem tutejszego świata:)
Podjechaliśmy pod wodospad Kanionu Yellowstone, podziwialiśmy także wybuch gejzera Old Faithflul, regularnie dającego o sobie znać. A wszystko to w całkiem przyjemnym otoczeniu małej lub żadnej ilości turystów :) Termin odwiedzenia Yellowstone końcem maja był kompromisem by z jednej strony nie zastać zamkniętych/nieprzejezdnych jeszcze dróg a z drugiej by nie znaleźć się  w środku ludzkiego wulkanu. Miejscowa caldera wystarczy :)

Najbardziej emocjonująca część tego wyjazdu była jednak w dalszym ciągu przede mną :)
Na czas zwiedzania Yellowstone zatrzymaliśmy się w Jackson, choć drugi nocleg rozsądniej byłoby mieć bliżej Parku. Jednak brak odpowiedniego lokum (minimum komfortu + rozsądna cena) skłonił nas do powrotu na nocleg do Jackson, które wydawało się miłym miejscem na spędzenie wieczoru. W drogę powrotną wyruszyliśmy niezbyt późno, jednak wybrana droga w samym jeszcze Parku okazała się górzystą, całkiem długą serpentyną więc trochę to trwało. Zapadł zmierzch i trzeba było jakoś dojechać do miejsca noclegu. Przyjazna w dziennym świetle droga zamieniła się w miejsce nieprzewidywalnego spektaklu, w którym kierowca chciał czy nie, musiał wziąć udział. Czar przejażdżki szybko pękł, gdy ogromny basior susami przebiegł nam przed maską. Świadomość jak najbardziej realnej możliwości pozbawienia życia zwierzęcia spowodowała, że - tak przyznaję się - byłam najwolniej jadącym kierowcą, ciągle wyprzedzanym. Po zmierzchu dozwolona prędkość jest tam ograniczona, o ile dobrze pamiętam, z 55 do 45m/h. Później jeszcze pokaźnych rozmiarów łoś był łaskaw wejść mi na drogę co tylko dopełniło postanowienia przynajmniej ograniczenia ryzyka. Wreszcie dotarliśmy do celu, ale było już tak późno, że z zapoznania się z miasteczkiem musieliśmy zrezygnować.
Następnego dnia jeszcze raz przejechaliśmy się piękną trasą do Parku, chwilę zabawiliśmy na miejscu by rozpocząć po zachodniej stronie 3-dniowy powrót do San Francisco. Na szczęście nie był to ostatni punkt naszej wyprawy :)

To tyle byłoby na dziś.

Pozdrawiam Was serdecznie :)
Ada




fot. Żona*
fot. Żona*
fot. Żona*
fot. Żona*
fot. Żona*
fot. Żona*
fot. Żona*
fot. Żona*
fot. Żona*
fot. Żona*
fot. Żona*

fot. Żona*
fot. Żona*

  fot. Żona*

fot. Żona*

fot. Żona*
fot. Żona*
fot. Żona*
fot. Żona*
fot. Żona*
fot. Żona*
fot. Żona*
fot. Żona*
fot. Żona*
fot. Żona*


* Żona to pseudonim mojego Małżonka :)

2 komentarze: